Perpetum mobile w świecie zielonej natury. Magia potrzebna roślinie do skiełkowania ukryta jest pod łupiną. Przychodzi taki czas, że zzipowany plik wszechświata umiejscowiony pod twardą skorupką pozwala wodzie wniknąć przez okienko do środka.
I zaczyna się dziać! Zarodek rośliny wychodzi z letargu i w miarę wchłaniania wody zaczyna pęcznieć. Następuje przecięcie wstęgi, fabryki fermentu otwarte! To czego woda nie jest w stanie rozpuścić załatwiają roślinne kadzie frmentujące. Z nich przychodzi na świat diastaza, lipaza, malaza i inne kulinarne wróżki dokarmiające roślinę. Spiżarnia otwarta.
Pierwszy oddech, czyli spalanie, a wraz z nim wyzwolenie jeszcze do niedawna niewidocznej energii. Jest! Kiełkujemy. Przez to samo okienko, przez które wpływała życiodajna woda wyrasta korzeń, ba kiełek zaledwie. Jest cumą mocującą roślinę w glebie. Wnika w głąb, rozrasta się na boki i wreszcie łupina rozrywa się, pęka, traci znaczenie.
Teraz przychodzi czas na odwagę, na ukazanie światu siebie. Śmiało ku słońcu (teraz jest niezbędne) pnie się przez liczne przeszkody coś, co nieuniknione - pęd! Sama już nazwa wskazuje na charakter, nie ma odwrotu, tylko na przód, ku górze. Z chwilą, gdy pęd przekształci się w łodygę, czas nagle zwalnia. Struktury i zawiłe procesy chemiczne wyhamowują. Wszystko co działo się poza okiem i percepcją człowieka zaczyna być mierzalne naszym zegarem i widzialne (dla uważnych). Bezlistna łodyga pionizuje swoje ustawienie i uwalnia pierwsze listki. Odtąd roślina zaczyna żyć samodzielnie.
C.D.N.
P.S. Na foto kiełkująca szałwia lekarska.
Zachwyt człowieka nad siłą, ładem, harmonią, porządkiem i czasem bez zegara cykającego sekundy.
A dziś pikujemy pomidory, już w pełnej fotosyntezie.


