Z ziołami znamy się od nasiona

 

 
Perpetum mobile w świecie zielonej natury. Magia potrzebna roślinie do skiełkowania ukryta jest pod łupiną. Przychodzi taki czas, że zzipowany plik wszechświata umiejscowiony pod twardą skorupką pozwala wodzie wniknąć przez okienko do środka.
I zaczyna się dziać! Zarodek rośliny wychodzi z letargu i w miarę wchłaniania wody zaczyna pęcznieć. Następuje przecięcie wstęgi, fabryki fermentu otwarte! To czego woda nie jest w stanie rozpuścić załatwiają roślinne kadzie frmentujące. Z nich przychodzi na świat diastaza, lipaza, malaza i inne kulinarne wróżki dokarmiające roślinę. Spiżarnia otwarta.
Pierwszy oddech, czyli spalanie, a wraz z nim wyzwolenie jeszcze do niedawna niewidocznej energii. Jest! Kiełkujemy. Przez to samo okienko, przez które wpływała życiodajna woda wyrasta korzeń, ba kiełek zaledwie. Jest cumą mocującą roślinę w glebie. Wnika w głąb, rozrasta się na boki i wreszcie łupina rozrywa się, pęka, traci znaczenie.
Teraz przychodzi czas na odwagę, na ukazanie światu siebie. Śmiało ku słońcu (teraz jest niezbędne) pnie się przez liczne przeszkody coś, co nieuniknione - pęd! Sama już nazwa wskazuje na charakter, nie ma odwrotu, tylko na przód, ku górze. Z chwilą, gdy pęd przekształci się w łodygę, czas nagle zwalnia. Struktury i zawiłe procesy chemiczne wyhamowują. Wszystko co działo się poza okiem i percepcją człowieka zaczyna być mierzalne naszym zegarem i widzialne (dla uważnych). Bezlistna łodyga pionizuje swoje ustawienie i uwalnia pierwsze listki. Odtąd roślina zaczyna żyć samodzielnie.
 
C.D.N.
 
P.S. Na foto kiełkująca szałwia lekarska.
 
Zachwyt człowieka nad siłą, ładem, harmonią, porządkiem i czasem bez zegara cykającego sekundy.
A dziś pikujemy pomidory, już w pełnej fotosyntezie.😉
 
  

Od lat uprawiamy własną żywność, od pokoleń sadzimy warzywa, siejemy zioła i kwiaty. Wrośliśmy w taki stan życia, rytm, który powoduje, że nasze dni wyznaczają promienie słoneczne, fazy księżyca czy opady deszczu. Często pytacie: "czy z tego żyjecie?" Cóż i z tego i tym należałoby odpowiedzieć. Nasza praca ogrodowa zaczyna się wtedy, gdy zioła jeszcze śpią, gdy gleba jest zimna, ciężka, mokra, a owady ukryte głęboko nie dają jeszcze znaków życia. Sezon zaczyna się od kopania, użyźniania, oczyszczania poletek pod warzywa i zioła.

 

Do takiej "roboty" trzeba mieć wielkie zacięcie, wykazać się krzepą, a w głowie musi jaśnieć wizja finału. Szczerze, to już dla nas rodzaj uzależnienia. Nie wyobrażamy sobie życia bez ziemi. Obcowanie z naturą pozwala zwolnić myśli, uspokoić głowę, porozciągać członki zastygłe po zimie, poobserwować świat realny (to ten poza monitorem)  i uwolnić kreatywność, która w nas wszystkich drzemie. Jak to na Makowisku towarzyszą nam nasze zwierzaki, wszędobylskie, ciekawskie i niezmiernie towarzyskie. Czas wiosennych prac ogrodowych jest pewnego rodzaju mantrą, przekraczaniem granic ludzkiego komfortu i mierzeniem się z dokuczliwym zimnem, wilgocią i zmęczeniem. To najbardziej efektowny fitness jaki znamy, haha!

To niezmiernie fascynujące, wbrew pozorom bardzo bogate życie. Żartobliwe słowa naszego przyjaciela: " O! Wy to już ziemianie!" niosą w sobie dużo prawdy. Któż to jest ziemianin w dzisiejszym świecie? To człowiek przywiązany jakąś niewidoczną nicią do natury, do skrawka ziemi, na której pracuje, która go żywi, daje spełnienie, radości i smutki też czasem. To przemijające i na pozór powtarzalne pory roku, dni, czasy obfitości i czasy zasiewów. Postrzegamy to nasze rolnictwo jakoś prymitywnie, jakoś nie współcześnie. Nie pracujemy maszynami, nie orzemy hektarów, nie jeździmy traktorem, ani żniwnym bizonem. Uprawiamy uziemienie manualne, takie rolnicze hand made;) I wiecie co...każdy zasługuje na kawałek swojej ziemi.

 

Copyright © 2024 Wszelkie prawa zastrzeżone.