Od lat uprawiamy własną żywność, od pokoleń sadzimy warzywa, siejemy zioła i kwiaty. Wrośliśmy w taki stan życia, rytm, który powoduje, że nasze dni wyznaczają promienie słoneczne, fazy księżyca czy opady deszczu. Często pytacie: "czy z tego żyjecie?" Cóż i z tego i tym należałoby odpowiedzieć. Nasza praca ogrodowa zaczyna się wtedy, gdy zioła jeszcze śpią, gdy gleba jest zimna, ciężka, mokra, a owady ukryte głęboko nie dają jeszcze znaków życia. Sezon zaczyna się od kopania, użyźniania, oczyszczania poletek pod warzywa i zioła.
Do takiej "roboty" trzeba mieć wielkie zacięcie, wykazać się krzepą, a w głowie musi jaśnieć wizja finału. Szczerze, to już dla nas rodzaj uzależnienia. Nie wyobrażamy sobie życia bez ziemi. Obcowanie z naturą pozwala zwolnić myśli, uspokoić głowę, porozciągać członki zastygłe po zimie, poobserwować świat realny (to ten poza monitorem) i uwolnić kreatywność, która w nas wszystkich drzemie. Jak to na Makowisku towarzyszą nam nasze zwierzaki, wszędobylskie, ciekawskie i niezmiernie towarzyskie. Czas wiosennych prac ogrodowych jest pewnego rodzaju mantrą, przekraczaniem granic ludzkiego komfortu i mierzeniem się z dokuczliwym zimnem, wilgocią i zmęczeniem. To najbardziej efektowny fitness jaki znamy, haha!
To niezmiernie fascynujące, wbrew pozorom bardzo bogate życie. Żartobliwe słowa naszego przyjaciela: " O! Wy to już ziemianie!" niosą w sobie dużo prawdy. Któż to jest ziemianin w dzisiejszym świecie? To człowiek przywiązany jakąś niewidoczną nicią do natury, do skrawka ziemi, na której pracuje, która go żywi, daje spełnienie, radości i smutki też czasem. To przemijające i na pozór powtarzalne pory roku, dni, czasy obfitości i czasy zasiewów. Postrzegamy to nasze rolnictwo jakoś prymitywnie, jakoś nie współcześnie. Nie pracujemy maszynami, nie orzemy hektarów, nie jeździmy traktorem, ani żniwnym bizonem. Uprawiamy uziemienie manualne, takie rolnicze hand made;) I wiecie co...każdy zasługuje na kawałek swojej ziemi.